Niby wszystko się ułożyło, chociaż nie do końca. Mam co chwilę treningi, ćwiczę, spalam zbędne kalorie. W taki sposób nie myślę dużo o rzeczach i sprawach, które mnie trapią. Przed znajomymi jednak próbuję udawać, że wszystko jest OK. Nie chcę im zanudzać i ciągle przymulać. Jakoś to będzie. Chce mi się płakać. Nie wiem czy ze szczęścia, że jutro przyjeżdża kolega, czy ze smutku, że jestem taką naiwną idiotką.
Spotkałam w piątek chłopaka, z którym się spotykałam jakiś czas. Wróciły wspomnienia, wszystkie pocałunki, gesty. Miałam ochotę przyjebać mu w twarz, za to jak się zachował. Bezczelnie, po chamsku. Nie potrafił ze mną "zerwać" jak człowiek, tylko po prostu przestał się kontaktować. A ja tylko czekałam. Nie byliśmy parą, on nie chciał. Ale serce nie sługa, zrobiłabym wszystko, żeby się z nim spotykać. Jednak nie chciałam stracić dziewictwa i to pewnie dlatego nie chciał się więcej ze mną umawiać.
Co mnie dołuje?
Mniej więcej ciągle mam niską samoocenę, narzekam na cerę, na krzywy nos i krzywe zęby.
W sprawach miłosnych totalna mieszanina, odpuszczam sobie i będę starą panną z tuzinem kotów. Nie wiem co ze mną jest nie tak. Wiem, jestem brzydka, mam krzywe nogi i ogólnie brzydką twarz. Jednak moje zachowanie nie jest lepsze. Mam głupi śmiech, ale nie będę tu wszystkiego wymieniać. Generalnie mam mnóstwo wad. Nie znoszę siebie. Chciałabym być kimś innym...
Idę zabandażować kontuzjowane kolano.
A Wy trzymajcie się cieplutko, niech wiosna służy. Postaram się pisać częściej, ale nie mam zamiaru w każdej notce tak zamulać, więc może poczekam na lepsze dni. Koniec z depresją. Biorę się w garść. A teraz angielski i geografia. Będzie dobrze... Wmawiam sobie to, ale nie wierzę. :(